czwartek, 27 października 2011

Zbig, czyli wróg publiczny numer 1

Większą część dojrzałego życia spędziłem na układaniu strategii rozmontowywania bloku sowieckiego” – powiedział Brzeziński w rozmowie z Brentem Scowcroftem i Davidem Ignatiusem. W Moskwie akurat to stwierdzenie nikogo nie zaskoczyło.

Brzeziński nie dłubał w nieskończoność w archiwach, jak jedni, nie pocił się przez dwanaście lat nad książką, jak inni. Nie pisał do szuflady. A gdy mówił, to nie szeptem. Pisał i publikował dużo. Mówił głośno i wyraźnie. Bez zawiłych figur retorycznych i trudnych od rozszyfrowania alegorii. Wiadomo było, co mu się podoba, a co nie, i dlaczego. Co pochwala, a co potępia. W Moskwie szybko zaczęto mu się bacznie przyglądać. Bo Sowieci w sposób o wiele bardziej zdyscyplinowany analizowali Amerykę niż Ameryka Związek Radziecki. Jako dyrektor Instytut Badań nad Komunizmem na nowojorskim uniwersytecie Columbia Brzeziński okazał się nie tylko zdolnym i niesłychanie płodnym badaczem, ale bardzo szybko stał się cenionym doradcą politycznym.

Niechęć Moskwy do Brzezińskiego nietrudno zrozumieć. Przystawiał jej nieustannie pod nos zwierciadło, aby mogła się w nim obejrzeć. Najpierw analizował totalitaryzm z jego nieludzkimi mechanizmami upodlenia i destrukcji ludzkiej godności. Przypominał to, co w ZSRR chcieliby zapomnieć: straszne lata stalinizmu, czystki, deportacje całych narodów. Co gorsza, przyrównywał ich system do totalitarnej władzy Hitlera. To było dla nich nie do przełknięcia. Oni, którzy kosztem ogromnych ofiar bohaterskiej wojny ojczyźnianej ocalili ludzkość, teraz są stawiani w jednym szeregu z tymi, przed którymi ocalili świat? To musiało boleć.

To, co się działo za Stalina – pisał Brzeziński w „Wielkim bankructwie” – terror, masowe niszczenie własnego narodu, paranoiczna likwidacja potencjalnych wrogów, a nawet sojuszników, to nie wypaczenia systemu, ale jego istota.

Stalin nie zdradził Lenina. Był jego wiernym kontynuatorem. Brzeziński konfiskował komunizmowi listki figowe. Obnażał jego rdzeń. Pisał o autokratycznych tradycjach Rosji, o podobieństwie centralizacji decyzji i roli przemocy w Rosji przed rewolucją 1917 roku i po niej, kwestionując pogląd, że rewolucja była dramatycznym zerwaniem z przeszłością, jak twierdzili Rosjanie. Pokazywał bolesną świadomość braku możliwości, co uderzyło go wśród studentów, których spotkał w czasie pobytu w ZSRR w 1956 roku.

A potem z chłodną precyzją demaskował dwie fundamentalne słabości ZSRR: immanentną niesprawność gospodarki i fermentujące pod cienką skorupą konflikty narodowościowe. Pokazywał karykaturalną chełpliwość Chruszczowa i jego zapowiedzi przegonienia Ameryki, „pogrzebania kapitalizmu”. Brzeziński pisał o stalinizmie w zastoju, o zmarnowanych szansach demokratyzacji i modernizacji, co być może niektórzy na Kremlu sami czuli, ale nie mieli odwagi o tym mówić, a też brakowało im przekonania, że zmiany są konieczne i że są możliwe. Nie szydził, ale to, co pisał, można był odebrać jak szyderstwo.

Zapraszamy do odwiedzenia profilu Lubowskiego w portalu Facebook.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz